0
Sareth4 1 listopada 2017 16:03
Cześć wszystkim!

Jest to moja pierwsza relacja z podróży na tym forum, a także, jeśli mnie wzrok nie myli to pierwsza relacja z Koszyc a nawet pierwsza ze Słowacji, więc można to uznać za potrójny debiut na forum :D

O Koszycach myślałem już jakiś czas, ale zawsze było mi do nich nie po drodze. Brak połączeń tanimi liniami z Warszawy, sąsiedztwo wielkich i, wydawałoby się, ciekawszych miast jak Budapeszt czy Praga.

Aż tu nagle jak grom z jasnego nieba spada informacja na forum, że LeoExpress rozdaje bilety prawie pół darmo na nowej trasie Warszawa – Budapeszt. Po drodze zatrzymuje się m.in. właśnie w Koszycach. Poprawiłem fryzurę, spojrzałem w lustro i spytałem: kiedy do tych Koszyc jak nie teraz?
Klamka zapadła, bilety kupione, hostel wybrany. Przeżyć tylko te parę tygodni uczelni i pracy i ahoj Słowacjo.

Z góry przepraszam za marną jakość zdjęć, ale starałem się spakować tylko w mały plecak na te 2 dni i nie za bardzo miałem miejsce, żeby wziąć aparat. Chociaż fakt, że nie mam żadnego aparatu a i fotograf ze mnie marny też mogły na to wpłynąć.

Piątek, 5:30

Punktualnie bus zawitał do Koszyc. Wychodzę na zewnątrz i od razu zaczynam się trząść. Ale ciemno, ale zimno, a mgła jaka! Po krótkim zbadaniu terenu wokół dworca, decyduję się wejść do jego środka i poczekać na pierwszą otwartą kawiarnię.

Przed 7:00 zaczyna świtać. Zbieram graty i śpieszę na stare miasto. Chciałem zobaczyć miasto przed całym porannym zgiełkiem. Po drodze widzę Pałac Jakuba, który, chociaż zaniedbany, i tak robi niezłe wrażenie.


20171020_065853 (Copy).jpg



20171020_070017 (Copy).jpg



20171020_070216 (Copy) (Copy).jpg



To pewnie przez ten kolor dachu. Z tego co się dowiedziałem to wielu Koszyczan uważa go za najfajniejszy/najładniejszy budynek w mieście.

Po drodze na główną ulicę (Hlavna Ulica) mijam ładne pałacyki i kamienice.

20171020_070348 (Copy).jpg



20171020_070619 (Copy).jpg



Na balkonie jednej z nich … ktoś właśnie suszy pranie!

20171020_070426 (Copy) (Copy).jpg



Po 15 minutach szybkiego marszu z dworca w końcu dochodzę do serca Koszyc. Przede mną pojawia się Katedra św. Elżbiety, największy kościół katolicki na Słowacji. W jej kryptach spoczywa m.in. węgierski bohater narodowy, Franciszek II Rakoczy.


20171020_070844 (Copy).jpg



20171020_071127 (Copy) (Copy).jpg



20171020_074647 (Copy) (2) (Copy).jpg



Ogólnie Hlavna miejscami wygląda trochę jak wyjęta z Pragi (a miejscami zupełnie inaczej), z tą różnicą, że panuje tutaj dużo mniejszy hałas i harmider.
No właśnie. Coś jest nie tak. Jest godzina ~7:20, piątek, środek 250 tysięcznego miasta. Gdzie są wszyscy ludzie? Mija mnie paru ludzi śpieszących się do pracy a w pewnej chwili… zostaję całkowicie sam. Stoję pomiędzy katedrą a mini parkiem i przez dobre 5 minut nie widzę żywej duszy, nie słyszę żadnego samochodu. Niesamowite uczucie, znaleźć się w historycznym centrum dużego miasta i chociaż przez parę minut mieć je tylko dla siebie.
W końcu sielankę burzy pan z dmuchawą. Miasto odżywa, a ja mam co najmniej 5 godzin zanim będę mógł zostawić plecak w hostelu. Pora zwiedzać!


20171020_072126 (Copy).jpg



20171020_072505 (Copy).jpg



20171020_072856 (Copy).jpg



20171020_074620 (Copy).jpg



20171020_075045 (Copy).jpg



20171020_090125 (Copy) (Copy).jpg



20171020_090633 (Copy).jpg



20171020_090734 (Copy).jpg



20171020_072743 (Copy) (Copy).jpg



20171020_074303 (Copy) (Copy).jpg



Niestety, Hlavna kończy się po jakichś 30-40 minutach nieśpiesznego marszu. W zamian, kończy się przyjemnym widokiem na budynek Muzeum Wschodniosłowackiego (podobno bardzo ciekawego, osobiście nie potwierdzę, bo nie udało mi się do niego zajrzeć).

20171020_091147 (Copy).jpg



Obok muzeum stoi malutki kościółek w stylu Karpackim.

20171020_091524 (Copy) (Copy).jpg



Po przejściu Hlavną kieruję się w boczne uliczki.

20171020_075154 (Copy) (Copy).jpg


20171020_074135 (Copy) (Copy).jpg



20171020_073601 (Copy) (Copy).jpg



Trafiam między innymi na uliczny targ i miejscowych sprzedających wiązanki (przygotowania do 1.11?) owoce, mydło i powidło. Fajna atmosfera, targ w starym stylu praktycznie w centrum drugiego największego miasta w kraju.

20171020_073427 (Copy) (Copy).jpg



Ostatecznie wychodzę na ulicę równoległą do Hlavnej, chyba nazywa się Mojzesova. Prowadzi nią długi pasaż wśród pięknie wyglądających drzew.

20171020_092120 (Copy) (Copy).jpg



Chwila, a co to? Ptak? Samolot? Wydra?
Nie! To instalacja artystyczna, wyglądałem mająca przypominać nić DNA, składająca się z liter, która każda coś oznacza (cały napis tworzy słowo Revoluce) a sama w sobie zbudowana z … kluczy!

20171020_092052 (Copy) (Copy).jpg



20171020_091955 (Copy) (Copy).jpg



Same klucze dostarczyli, dobrowolnie!, mieszkańcy Koszyc.


Wybija godzina 11:00. Orientuję się, że nie jadłem nic od wczorajszego wieczoru i jestem cały dzień na kawie.
Uderzam do McDonalda, a potem do hostelu. Usypiam na parę godzin, ale wstaję idealnie na godzinkę przed zachodem słońca.

20171020_100903 (Copy).jpg



20171020_163053 (Copy).jpg



Jak widać, na starówce pojawiają się ludzie. Wciąż jednak nie widzę żadnych osób robiących zdjęcia czy choćby spoglądających dłużej na zabytki. Innymi słowy, wydawałoby się, że sami miejscowi. Również wszechobecnych Azjatów nie widziałem ani nie widzę żadnych.


Decyduję się wejść na wieżę Katedry, zwaną Wieżą Zygmuntowską. 160 naprawdę stromych i krętych schodów powoduje u mnie niezłą zadyszkę na samej górze, ale jest dobrze.
Na górze spotykam pierwszych (i chyba ostatnich) turystów, robiących zdjęcia i mówiących w innym języku. Widoki są w porządku.

20171020_165225 (Copy) (Copy).jpg



20171020_164644 (Copy).jpg



20171020_164334 (Copy).jpg



20171020_164527 (Copy) (Copy).jpg



Zaraz po zachodzie słońca robi się czarno. Cóż, takie uroki jesieni.
Wszystko ma jednak również i plusy. Śpiewająca fontanna, stojąca między teatrem narodowym a katedrą wygląda teraz okazale, kolory zaczynają śpiewać a muzyka świecić, czy jakoś tak.

20171020_183354 (Copy) (Copy).jpg



Sobota!

Jeszcze w Polsce miałem różne pomysły jak spędzić drugi dzień na Słowacji. Pojechać do Zdziaru i przejść się jeszcze świeżutkim chodnikiem wśród drzew? Doczłapać się pod Łomnicę i wjechać na sam szczyt kolejką (i zapłacić absurdalne 39 euro w obie strony)?

Ostatecznie postanowiłem po prostu wyjechać za miasto. Wsiadam w pociąg jadący do Ruzinu i postanowiam wejść na wzgórze Sivec.

20171021_135853 (Copy).jpg




Na samo wzgórze wejść mi się nie udaje. Wielki pan alpinista już na samym początku idzie w lewo zamiast w prawo i przez 4 godziny błądzi innym szlakiem. Na szczęście ostatecznie wychodzi mu to na dobre. Chmury i mgła są wszechobecne, z samego wzgórza prawdopodobnie nic bym nie zobaczył.

Za to przez 4 godziny idę jakąś ścieżką pomiędzy górami, kompletnie sam. Ostatniego człowieka widzę w malutkiej wiosce, przed wejściem między wzgórza. Super atmosfera, trochę samotności i relaksu. A jakie widoki! Jesień pod Koszycami ma się dobrze. Nawet bardzo.

20171021_104440 (Copy).jpg



20171021_112227 (Copy).jpg



Po paru kilometrach wielki pan alpinista znowu podejmuje doskonałą decyzję, schodzi ze szlaku i idzie w górę zbocza. Trochę się wtedy gubi, straszy sarnę z młodym i paradoksalnie znajduje się najbliżej swojego docelowego szczytu.

20171021_113527 (Copy).jpg



Jakimś cudem znajduję stary szlak, kontynuuję nim dalej, ale jestem już pewien, że to nie ten szlak a błądzenie przez godzinę po lesie zabiera mi resztki sił.
Niestety, pokonuje mnie nawet nie góra, nie wzgórze a krajobraz kraju koszyckiego. Ale i tak było fajnie!

Wracam już do pierwszych zabudowań, postanawiam jeszcze przeskoczyć przez niewielki strumień i wejść na ładne zbocze.

20171021_133613 (Copy).jpg



Wracając, wchodzę do malutkiego zagajnika, a moim oczom ukazuje się schowany cmentarzyk. Pierwsze wrażenie jak ze "Smętarza dla zwierząt" Kinga!
Furtka uchylona i zarośnięta, tajemnicze nagrobki, niektóre z datami jeszcze sprzed II WŚ, niektóre ewidentnie nowsze. Zdziwił mnie jeden w grób z datami 1930-1936 i … jedną osobą nieznaną. Fajnie, nawet jakaś tajemnica jest. To rzadkie w dzisiejszych czasach, kiedy wszystko musi być wpisane w jakąś księgę albo bazę danych. Zostaliśmy brutalnie obdarci z wyobraźni!

20171021_134641 (Copy).jpg





Wracam do Koszyc, przemoczony i zmęczony. Ale szczęśliwy!

Odpoczywam trochę i wychodzę jeszcze na wieczór na miasto. Trochę chodzę, staram się kupować pamiątki, powtarzając jednak syzyfowy trud z dnia poprzedniego.
Fanów przywożenia tony różnych pamiątek z każdego wyjazdu muszę rozczarować. Starałem się bardzo, ale w całych Koszycach znalazłem może z sześć sklepów z pamiątkami. Wszystkie miały praktycznie ten sam asortyment, który w dodatku był mocno ubogi. Magnesy, pocztówki i breloczki, jasne, ale innych rzeczy raczej próżno szukać.

I to by było na tyle. Wyszła z tych 2 dni strasznie długa relacja, więc dziękuję wszystkim, którzy dotarli aż do tego miejsca!

Co do jakichś wskazówek to nie mam za dużo. Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że jeśli ktoś przyjedzie tak samo rano jak ja, a wcześniej dokona wymaganego riserczu to pewnie pójdzie do McDonalda przy dworcu. Według wujaszka, jest on całodobowy. Rano okazało się jednak, że całodobowy to jest McDrive, a sama restauracja działa w normalnych godzinach. Także nici wyszło z ogrzania się, musiałem czekać na dworcowe kawiarnie.


Generalnie na same Koszyce wystarczy, moim zdaniem, jeden pełny, intensywny dzień zwiedzania. Całe stare miasto zamyka się przy ulicy Hlavnej i odchodzących od niej uliczek, których też nie ma tak dużo. Nie wszedłem co prawda do skarbca w Katedrze, ani nie zwiedziłem Muzeum Wschodniosłowackiego, ale pomijając te dwa miejsca, zwiedziłem raczej większość interesujących miejsc zanim jeszcze wbiłem o 12:00 do hostelu. Poza Hlavną, nie ma raczej nic szczególnie interesującego.
No chyba, że ktoś kocha sztukę uliczną, wtedy może mieć frajdę bo w Koszycach podobno jest masa fajnych murali.
Sam trafiłem na kilka, a najbardziej podobał mi się ten.

20171020_080627 (Copy).jpg




Natomiast!
Koszyce to doskonała baza wypadowa do okolic. W naprawdę bliskiej odległości znajdują się wspaniałe jaskinie, góry, wzgórza. Do niektórych nawet można dostać się koszyckim transportem publicznym. Innymi słowy, jeśli ktoś się nie śpieszy a lubi okoliczności przyrody to bardzo polecam zatrzymanie się na kilka dni i zwiedzenie okolicy!


I na koniec, podsumowanie kosztów:
Bilety LeoExpress w obie strony: 32zł
Hostel: 40 euro za dwie noce w prywatnym pokoju, ~170zł
Bilety kolejowe Koszyce-Ruzin w obie strony: 3,30 euro ~ 15zł
Jedzenie, pamiątki i bilet na wieżę: wszystko zamknęło się w jakieś 60 euro na te 2 dni.

Dzięki i pozdrawiam!

Dodaj Komentarz